Wkurza mnie to, co obserwuję ostatnimi dniami za oknem. Ni to zima, ni to lato - od dobrych kilku tygodni pogoda daje w kość tym, którzy nastawiają się na jedne, konkretne warunki atmosferyczne. Od około 7 lutego, kiedy to weekend spędziliśmy z temperaturą grubo powyżej 10*C, wszyscy zaczęli nastawiać się na nadchodzącą wielkimi krokami wiosnę. Nie przeszkodziło to jednak Matce Naturze zagrać nam kolejny raz na nosie, w wyniku czego kilka dni później mieliśmy niewątpliwą przyjemność brodzić po kostki w śniegu.
Identyczną sytuację zaobserwować możemy od kilku ładnych lat w Need for Speedzie. Po całkiem udanym Most Wanted, w którym w akompaniamencie wyżyłowanych do granic możliwości obrotów silnika czysto arcade'owo bujaliśmy się po słonecznym Rockport wraz z policją i przeciwnikami z Blacklisty, ktoś w EA najwyraźniej powiedział "wiesz co Steve, wrzućmy naszą grę do miksera". Tym oto sposobem główny nacisk rozgrywki przeniesiony został z wyścigów po miejskich trasach na driftowe pojedynki, policja odeszła praktycznie do lamusa, zaś dźwięk silnika zamieniony został na upierdliwe piski wydobywające się z naszych opon przy pokonywaniu każdego, najdelikatniejszego nawet zakrętu. Tak oto powstał Carbon.
Jakby tego było mało, po roku wszystko znowu wywrócone zostało do góry nogami. Panowie z EA przejawili bowiem zachowanie nazywane potem przez niektórych fachowym pojęciem "kompleks Gran Turismo". Pożegnaliśmy zatem znane od lat miasta i powitaliśmy, co było niejako powiewem nowości w serii, zamknięte trasy. Na nieszczęście graczy powiew ten miał więcej wspólnego ze stęchłą wonią wydobywającą się ze śmietniska niż ze świeżą, morską bryzą - większość elementów ProStreeta była bowiem na tyle niefortunnie wykonana, iż ostatecznie sama gra okazała się nędzną kopią serii symulatorowych, nawet pomimo początkowych dobrych chęci Elektroników. No, ale co do dobrych chęci to wiemy co nimi jest wybrukowane.
I tak jak po nocy nastaje dzień, tak rok po PS-ie przywitaliśmy nowego NFS-a. Undercover jawił się wszystkim jako duchowy spadkobierca wspomnianego już Most Wanted i, co nakręcane było jeszcze przez samych twórców, oznaczać miał powrót do korzeni serii - czysto arcade'owych i sprawiających frajdę wyścigów po mieście. W tym miejscu przyznać muszę, iż i ja dałem ponieść się ogólnemu hurraoptymizmowi, o czym dałem wyraz m.in. w relacji z przedpremierowego pokazu gry w kanadyjskim Vancouver. Niestety, jak to ostatecznie wyszło wszyscy dobrze wiemy. Nadal uważam Undercovera za naprawdę dobrą grę, niestety z gatunku tych "pograj, przejdź raz albo dwa i zapomnij". Po dłuższym kontakcie na jaw wychodziły bowiem liczne niedoróbki, zaś sam tryb multiplayer jak wołał, tak nadal woła o pomstę do nieba. Koniec końców ostatni Need for Speed jest jedną z najbardziej niedopracowanych gier w historii tej zasłużonej serii gier wyścigowych.
W lutym zaproszony zostałem jednak po raz kolejny na zamkniętą prezentację nadchodzącego NFS-a. I, o mój Boże, to było niesamowite.
miejsce pokazu, siedziba Criterion Games niedaleko Londynu. to tu było niesamowicie
Wyobraźcie sobie, że prowadzicie naprawdę szybki i drogi samochód sportowy. Powiedzmy taką Pagani Zondę, Porsche Carrerę GT lub Ferrari Enzo. Pomijając sam fakt, iż większość z Was nie widziała prawdopodobnie ich nawet na oczy, domyślacie się zapewne jakie emocje płynąć muszą z siedzenia za kółkiem takiego wozu. ¦wiadomość uczestniczenia w czymś szczególnym, jedności z maszyną, niczym niezakłóconej i najpierwotniejszej przyjemności płynącej z pokonywania kolejnych zakrętów z prędkością 200 km/h. A teraz wyobraźcie sobie, iż studiu Slightly Mad Studios odpowiedzialnemu za NFS Shifta udało się przenieść to na ekrany monitorów.
Do tej pory byłem zdecydowanym przeciwnikiem kamery umiejscowionej w kokpicie. Uważałem ją za mało praktyczny i ograniczający widoczność gadżet, wprowadzany do gier tylko dla zaspokajania rozdmuchanego ego garstki ludzi mających zbyt mało lat lub jaj aby nie iść na półśrodki i siąść za kierownicą prawdziwego samochodu. Z Shiftem jest jednak inaczej. Tutaj każdy element wnętrza dopracowano w niemal niemożliwym stopniu. Tekstury kokpitu wyglądają niczym zdjęcia zrobione wnętrzom prawdziwych samochodów, ruchy kierowcy towarzyszące wciskaniu pedałów, zmianie biegów oraz obracaniu kierownicą są jak najbardziej rzeczywiste, zaś cienie padające podczas jazdy na deskę rozdzielczą i kierownicę dodają tylko temu wszystkiemu uroku.
A nie wspomniałem jeszcze o nowości, jaka wprowadzona zostanie do gier wyścigowych właśnie przy okazji premiery najnowszej produkcji panów z angielskiego studia, czyli realnemu odwzorowaniu wpływu jazdy na kierowcę. Polega to mniej więcej na tym, iż w zależności od tego co wyczyniacie swoim samochodem, nie pozostaje to bez znaczenia na to co widzicie na ekranie. Zaczniecie diametralnie przyspieszać i osiągniecie niebotyczną prędkość - obraz stanie się nieostry i delikatnie rozmazany. Uderzycie swoimi czterema kółkami w czyjeś cztery kółka lub bandę - kamera zatrzęsie się tak, jak zatrzęsłaby się w podobnej sytuacji Wasza głowa. Niby patenty te nie są praktyczne i nie ułatwiają życia, ale, do diaska, czy sportowe samochody są praktyczne? Dzięki nim życie nie staje się prostsze, a co najwyżej krótsze. Tak naprawdę liczy się w nich tylko jedno - frajda. A tej, jeżdżąc w Shifcie z widokiem z kokpitu, jest co niemiara. Zastanawiacie się może, jaką miałem w tamtym momencie minę? Cóż, gdyby zobaczyła mnie jakaś niewtajemniczona osoba, bez wątpienia powiedziałaby "nie wiem co brał tamten gość, ale poproszę to samo. I jeszcze dawkę dla żony, bo ostatnio nasze życie erotyczne stało się naprawdę nudne".
Wprowadzenie tych wszystkich niuansów możliwe było dzięki całkowicie odcięciu się Slightly Mad od przeszłości. Odetchnijcie zatem z ulgą, za kilka miesięcy nie czeka Was bowiem obcowanie z grą opierającą się na, o ile dobrze liczę, siódmej wersji tego samego silnika graficznego. Na potrzeby Shifta od podstaw stworzone zostało wszystko. Oprawa wizualna to nowa jakość w serii Need for Speed i, oprócz niebotycznych kokpitów, naprawdę pięknie prezentują się modele aut oraz otoczenie, w jakim przyjdzie nam się ścigać. Te zasadniczo dzielić będzie się na wiernie przeniesione ze świata rzeczywistego tory (np. Brands Hatch) oraz zamknięte trasy miejskie, również wzorowane na tych znanych z prawdziwego życia (np. Londyn z charakterystycznym Big Benem i London Eye).
kokpity powodują opad szczęki - ruszają się nawet wskazówki prędkościomierzy!
Zaś jeśli o samą fizykę jazdy chodzi to muszę przyznać, iż jest ona dokładnie tym, czego można było oczekiwać po połączeniu serii o arcade'owych korzeniach z ludźmi, którzy tworzyli do tej pory symulatory. Jest po prostu złotym środkiem pomiędzy efektownością oraz odprężeniem, a wymaganiem i angażowaniem. Pokonywanie kolejnych zakrętów nie jest już tak łatwe (tutaj hamulec jest Twoim pierworodnym synem, nie zaś, jak to drzewiej bywało, niechcianym dzieckiem), a niechlubne wallride'y odejdą w końcu w niepamięć. Z drugiej jednak strony sterowanie samochodem jest na tyle intuicyjne, iż dzięki odrobinie samozaparcia każdemu uda się je opanować. Bez wątpienia najlepszym kontrolerem do Shifta będzie kierownica, jednak również i pady w zupełności wystarczą do czerpania pełnych doznań z jazdy. A, jeśli ktoś nie będzie miał innej alternatywy, i klawiatura powinna spełnić swoje zadanie, chociaż daleko będzie jej do precyzji pozostałych kontrolerów.
Jako deser przytoczę zaś anegdotkę, która zwykłemu graczowi na pierwszy rzut oka wydawać może się mało ważna, jednak patrząc z naszej perspektywy ma szalone wręcz znaczenie. Impreza z Shiftem w roli głównej była już pokazem trzeciego NFS-a, w jakim miałem przyjemność uczestniczyć. I tak jak platformą, na której przeprowadzano poprzednie był Xbox 360, tak nadchodzący Need for Speed prezentowany był na komputerach PC. ¦wiadczy to niewątpliwie o zmianie podejścia i filozofii tworzenia gry, jaka dokonała się wraz z przekazaniem serii Need for Speed w ręce Slightly Mad. Dodajcie do tego powracające po latach powtórki (nie wiadomo jeszcze, czy będzie można je zapisywać na dysku), przywiązanie większej uwagi do trybu multiplayer oraz spore prawdopodobieństwo obecności trybu LAN, a niemal pewne jest, iż Shift okaże się świetną platformą do wieloosobowej rozgrywki.
Jeśli porównać nadchodzącego Need for Speeda do dania, będzie on najlepszą zupą jaką kiedykolwiek jedliście - delikatną, idealnie przyprawioną, rozpływającą się w ustach i pieszczącą indywidualnie każdy Wasz kubek smakowy. Miejmy nadzieję, iż nikt jej w ostatniej chwili nie przesoli.